Katastrofa, która dotknęła w zeszłym miesiącu Maroko, jest największą w historii tego północnoafrykańskiego kraju. Jest też sprawdzianem siły ludzkiej solidarności i praktyczną realizacją dialogu między światem muzułmańskim a chrześcijanami, którzy są tutaj niewielką diasporą.
W trzęsieniu ziemi ucierpiały osoby bardzo ubogie, które często miały domy, właściwie lepianki, z ziemi. Ludzie ci zostali bez niczego. Są takie wioski, które praktycznie przestały istnieć. W pierwszych dniach po trzęsieniu ziemi żołnierze docierali do poszkodowanych pieszo, niosąc na plecach żywność i leki, część pomocy zrzucano z helikopterów. Marokański rząd zmobilizował ponad 1000 lekarzy i 1500 pielęgniarek do pomocy w akcji ratunkowej.
W samym Marrakeszu mamy jedyny kościół. Świątynia została naruszona, częściowo zrujnowana jest dzwonnica, przesunął się dach, ale konstrukcja ocalała. Budynki kościelne były wznoszone w latach 30. ubiegłego wieku przez Europejczyków, są mocne i stabilne, dlatego nie ucierpiały tak bardzo jak te, które budowali miejscowi. Dzięki temu siostry z Libanu, które prowadzą szkołę dla Marokańczyków, i druga wspólnota sióstr franciszkanek od III Zakonu św. Franciszka otworzyły swoje miejsca dla ludzi, którzy nie mieli dokąd pójść i gdzie się podziać, bo stracili dach nad głową i dobytek całego życia. W szkołach przeznaczonych dla muzułmanów, ale prowadzonych przez Kościół katolicki, odnaleźli bezpieczne schronienie i zostali otoczeni opieką socjalną, medyczną i psychologiczną.
Rozmawiamy w piątek, tydzień po tragicznych wydarzeniach. Od samego rana we wszystkich meczetach w kraju rozbrzmiewały przejmujące modlitwy błagalne, by trzęsienie ziemi się nie powtórzyło, by Marokańczycy potrafili dalej żyć. Chrześcijanie patrzą na takie doświadczenia przez pryzmat krzyża Chrystusa, a muzułmanie widzą w tym przede wszystkim wolę Boga, z którą trzeba się zgodzić. Bóg dał nam cierpienie i trud, nie możemy Go pytać, dlaczego, tylko przyjąć Jego wolę.
Chrześcijanie w Maroku są maleńką trzódką. To zaledwie 24 tys. osób w liczącym 35 mln obywateli kraju muzułmańskim. Kościół jest więc niewielki, ale dostrzegalny i doceniany przez muzułmańskich obywateli kraju, bo prowadzi działalność społeczną w wielu obszarach. Jest Caritas, są szkoły, żłobki i przedszkola, szpitale i hospicja. Mieszkamy wszyscy pod jednym dachem, żyjemy w pokoju. Na co dzień prowadzimy dialog od środka. To nas jednoczy. Misja Caritas w Maroku współpracuje z Czerwonym Półksiężycem, nasze inicjatywy są dobrze przyjmowane. Służymy sercem dla serca, a czy ono jest muzułmańskie, czy chrześcijańskie, to nie ma znaczenia. Serce jest zawsze takie samo.
Przywódcy Kościołów katolickiego, ewangelickiego, prawosławnego i anglikańskiego w Maroku wystosowali również do braci muzułmanów komunikat, w którym wyrazili swoją bliskość i nadzieję na podniesienie kraju z katastrofy, zapewniając o modlitwie, „aby nadzieja zwyciężyła rozpacz”, i deklarując pomoc w zaspokojeniu najpilniejszych potrzeb w zakresie zdrowia, edukacji, opieki nad osobami starszymi i chorymi oraz dziećmi. „Niech Bóg pomoże nam wyciągnąć dobre owoce z tego bolesnego wydarzenia, przemieniając wszystkie nasze serca w serce miłosierne, wspierające i czułe wobec wszystkich naszych braci i sióstr, gdy są w potrzebie” – napisali chrześcijanie.
Ludzie się boją, nie wiedzą, jaka będzie przyszłość, nieznany jest jeszcze plan odbudowy. Czy powstaną nowe domy przy mieście? Trudno myśleć o budowie w górach, ale z drugiej strony ludzie tam przeżyli całe swoje życie. Jakie decyzje podejmie rząd? Jakie propozycje będzie miał dla Marokańczyków, którzy stracili wszystko? . Jak zauważa, trzeba rozeznać konkretne cele pomocowe, realne, odpowiadające na potrzeby. Już teraz pracują nad tym dwie diecezje: Rabatu i Tangeru, Caritas i franciszkanie.
Franciszkanie są obecni w Maroku od 800 lat. To najstarsza z misji, rozpoczęła się w czasach św. Franciszka, który wysłał braci do krajów muzułmańskich. Podczas słynnego spotkania z sułtanem w Damaszku święty uzyskał pozwolenie na pobyt w krajach muzułmańskich, gdzie nie ma mowy o nawracaniu, za to ważne jest świadectwo otwartych drzwi i obecności. – W realiach świata muzułmańskiego pomoc humanitarna świadczona przez Kościoły chrześcijańskie pokazuje, że wszyscy jesteśmy braćmi. To daje nadzieję, że będzie lepiej.
Przyszedł czas próby naszej obecności tutaj. Kościół katolicki w Maroku jest szanowany, strzeżony przez króla, a to daje nam siłę. Nie jesteśmy tu przecież z przymusu. Potrzeba bycia razem w takich chwilach jest głęboko ewangeliczna. Jest też świadectwem naszej wierności korzeniom.