Drodzy Przyjaciele Misji!

Minelo znow kilka miesiecy od czasu, gdy pisalem moj poprzedni list do Was. Wtedy czekalismy na nadejscie pory deszczowej. Tutaj, w Dowa, stalo sie to dopiero 1.stycznia tego roku, a zaczelo padac, gdy odprawialismy Msze sw. na powitanie Nowego Roku. Pan Bog poblogoslawil nam w szczegolny sposob, bo ludzie zaczynali sie juz obawiac o swoja przyszlosc. Teraz, jak co roku o tej porze, jest zielono, a na polach dominuje kukurydza, orzeszki ziemne i soja. Tytoniu jest mniej, niz w ubieglych latach, poniewaz wielu rolnikow zniechecilo sie do jego uprawy z powodu niskich cen skupu. Niektorzy przerzucili sie na uprawe rosliny, ktora jest uzywana do produkcji lekarstw, ale jest takze uzywana, zwlaszcza przez mlodziez, jako srodek odurzajacy. To prawda, ze na uprawianie tej rosliny potrzebna jest specjalna licencja, ktora jest bardzo droga, ale przy tutejszej korupcji czesc tego towaru i tak dostanie sie w rece mlodziezy. Teraz pora deszczowa ma sie juz ku koncowi, ale pada jeszcze od czasu do czasu. Taki deszcz jest blogoslawienstwem dla tych, ktorzy uprawiaja np. pomidory, daleko od zrodel wody, liczac wlasnie na takie opady.

Zyciodajna woda narobila tez wiele szkod, zwlaszcza w poludniowej czesci Malawi, gdzie przeszedl cyklon „Anna”. Ludzie do dzisiaj mieszkaja pod namiotami, czekajac na pomoc roznych organizacji. W wielu wypadkach woda zabrala wszystko, co mieli. W lutym, we wszystkich parafiach w Malawi, byla zorganizowana specjalna kolekta, przeznaczona na pomoc dla tych, ktorzy ucierpieli z powodu tego cyklonu. Mysmy tez odczuwali przez dwa dni, oczywiscie w mniejszym stopniu, jego skutki, poprzez silne, porywiste wiatry i obfite opady deszczu. Na terenie parafii przewrocilo sie kilka domow, zbudowanych z gliny, bez fundamentow, bo tak sie kiedys budowalo. Ucierpialy tez drzewa, ku radosci kobiet, ktore nie musialy isc daleko w poszukiwaniu drzewa na opal. Drogi polne podczas kazdej pory deszczowej zamieniaja sie w tory przeszkod, ale z Boza pomoca, dojechalismy prawie do wszystkich stacji misyjnych, gdzie byly zaplanowane Msze sw. podczas tego okresu. Tam, gdzie nie moglismy dojechac, doszlismy na nogach. Jedynie w jedna niedziele, gdy deszcz padal przez cala noc i przez cale przedpoludnie, w kosciolach, gdzie odprawilem Msze sw., bylo raczej pusto. Ludzie dziwili sie, gdy mnie widzieli, wchodzacego do kosciola. Ja tez sie dziwilem, ze przy takiej pogodzie bylo w kosciele az 10 osob.

Dla wiekszosci naszych parafian zycie nie jest latwe. Czesto, widzac ich codzienny wysilek i zmaganie sie z problemami zycia, podziwiam ich wiare. Moze nie jest to taka wiara, jaka chcielibysmy widziec u nich, ale przy tych wszystkich trudnosciach, jakie spotykaja, pytam samego siebie: czy ja bylbym taki silny, jak oni, w wyznawaniu mojej wiary, gdyby wszystko bylo przeciwko mnie? To prawda, ze zyje posrod nich i staram sie dzielic z nimi radosci i smutki codziennego dnia, ale roznica ciagle istnieje. Nie musze sie np. zbytnio martwic o to, co bede jadl jutro, takze dzieki nim, bo w kazda niedziele dostajemy od naszych parafian rozne dary. A dla wielu rodzin jest to codzienna troska, zwlaszcza teraz, pod koniec pory deszczowej, gdy koncza sie zapasy zywnosci, a to, co jest na polach, nie jest jeszcze gotowe do spozycia.

Zdazylismy polozyc dach przed nadejsciem pory deszczowej na kosciele w stacji Chigudu, ktorego budowa rozpoczela sie na poczatku sierpnia ubieglego roku. Teraz trwa tynkowanie scian. Idzie to opornie, poniewaz ludzie sa zajeci praca w polu i nie zawsze sa chetni, zeby zrobic cos w czynie spolecznym. Na poczatku lutego wyslalem sprawozdanie z wykonanej pracy i sprawozdanie finansowe do organizacji, ktora nam pomogla w budowie tego kosciola. Skonczyly sie pieniadze, ktore dostalem na ten cel i trzeba bylo sie z tego rozliczyc. Mysle, ze sprawozdanie bylo dobre, bo dwa dni pozniej dostalem wiadomosc, ze otrzymamy jeszcze dodatkowe pieniadze na dokonczenie budowy. Bardzo mnie ta wiadomosc ucieszyla. Dzieki temu bedziemy mogli kupic drzwi, a takze wiecej cementu na posadzke oraz farby na pomalowanie scian. Kiedy na poczatku ubieglego roku wysylalem prosbe o pomoc w sfinansowaniu tej budowy, nie spodziewalem sie, ze wzrosna ceny niektorych artykulow budowlanych. Z tego powodu nie moglismy zrobic wszystkiego, co bylo zaplanowane. Pan Bog pospieszyl nam z pomoca, poprzez dobrych ludzi.

Staram sie, jak moge, pomoc kilkunastu uczniom w oplaceniu nauki w szkolach srednich. Nie jest to latwe, poniewaz nie jestem tak dobrze zorganizowany jak inni moi wspolbracia misjonarze. Oczywiscie, nikogo za to nie winie, tylko samego siebie. Cieszy mnie kazda pomoc, jaka dostane. I, o dziwo, dostaje ja od czasu do czasu i to od ludzi, ktorych nigdy nie spotkalem w moim zyciu. Jest w tym takze zasluga dyrektora Osrodka Misyjnego na Gorze sw. Anny, O. Blazeja, ktory bardzo dba o kazdego misjonarza, pochodzacego z Prowincji sw. Jadwigi w Polsce. Swego czasu pomoglem tez dofinansowac uszycie mundurkow dla uczniow jednej ze szkol podstawowych, pochodzacych z bardzo biednych rodzin. Dzieki tej akcji wiecej dzieci zaczelo chodzic do szkoly, zamiast wloczyc sie po wiosce i rozrabiac. Zachecil mnie do tego dyrektor tej szkoly, ktory nalezy do jednego z kosciolow protestanckich. Razem z nim zbudowalismy male biuro dla dyrektora i pokoj nauczycielski w innej szkole, gdzie byl wczesniej dyrektorem. I od tego czasu sie znamy. On dalej stara sie pomagac biednym dzieciom, ktore nie chodza do szkoly, bo nie maja mundurkow, ale ma ograniczone mozliwosci. Jego skromna wyplata musi tez starczyc na utrzymanie rodziny. Prosil mnie kiedys, czy nie znalazlbym jakiegos sponsora, ktory bylby gotow wylozyc pieniadze na kupno mlyna do mielenia ziarna kukurydzianego na make. Koszt takiego mlyna to tysiac euro. Dochody z tego mielenia bylyby przeznaczone na szycie mundurkow dla uczniow pochodzacych z biednych rodzin. Jeden mundurek: material i szycie, kosztuje 5 tysiecy Kwacha = okolo 5 euro. Zalaczam wiec w tym moim liscie jego prosbe. Oczywiscie, bedziemy dalej pracowac razem.

W tym roku, w miesiacu wrzesniu, minie 30 lat od naszego przybycia do Dowa. Ja spedzilem w Dowa w sumie 18 lat. Wiele sie tutaj zmienilo przez te 30 lat. Prawie 30 lat czekalismy na obecnosc Siostr zakonnych w naszej parafii. Uroczyste powitanie dwoch Siostr, z udzialem naszego Arcybiskupa, mialo miejsce 27.lutego. Siostry Franciszkanki z Salzkotten w Niemczech przybyly do Malawi 35 lat temu i osiedlily sie w miejscowosci Madisi, 60 km od Dowa. I dopiero po 35 latach zdecydowaly sie na otwarcie drugiej wspolnoty i to wlasnie w naszej parafii, w Dowa. Negocjacje rozpoczely sie dwa lata temu i w koncu decyzja zapadla. Jedna Siostra pochodzi z Niemiec, a druga – z Indonezji. Nasi parafianie, a zwlaszcza ta zenska czesc parafii, sa bardzo zadowoleni z ich przybycia i otwarcia nowej wspolnoty w naszej parafii. Mam nadzieje, ze tak bedzie zawsze. Po nauczeniu sie miejscowego jezyka i lepszym poznaniu tutejszej kultury, Siostry chca otworzyc dom formacyjny, bo dotychczas nie bylo to ich priorytetem.

Po dwoch latach przerwy, spowodowanej pandemia Covid-19, w tym roku bedziemy mieli znowu normalny Wielki Tydzien. Juz od dwoch tygodni mamy tutaj w parafii okolo stu katechumenow, ktorzy przygotowuja sie do przyjecia Sakramentu Chrztu sw. i innych sakramentow. Uczyli sie w swoich stacjach misyjnych przez trzy lata, a teraz sa na takim, jak ja to nazywam, koncowym zgrupowaniu, zeby doszlifowac forme. Bedzie na pewno duzo radosci w Wielka Sobote w nocy, gdy wszyscy otrzymaja te sakramenty. Przedtem, w Wielki Piatek, odprawimy Droge Krzyzowa, ktorej trasa bedzie liczyc okolo 7 km. Wszyscy juz czekaja na ten dzien, bo nie moglismy tego robic przez dwa lata.

W ubieglym tygodniu zdarzylo sie cos, czego nie doswiadczylem przez wszystkie lata mojego pobytu w Afryce: w ciagu tygodnia odprawilem trzy pogrzeby. Zmarly trzy nasze parafianki, w wieku 98, 108 i 85 lat, tak umieraly po kolei. Pogrzebow jest tutaj bardzo duzo, ale to bylo cos wyjatkowego, poniewaz te wszystkie trzy panie przyczynily sie w roznym stopniu do rozkrzewienia Kosciola katolickiego w naszej parafii. Wierze, ze beda nas dalej wspierac, chociaz w inny sposob. Na kazdym z tych trzech pogrzebow byly setki ludzi. I tak jest prawie na kazdym pogrzebie, bo pogrzeb jest bardzo waznym wydarzeniem w zyciu mieszkancow Malawi. Moim zdaniem, jest najwazniejszym wydarzeniem. Oby nie bylo zadnego pogrzebu w Wielkanoc, bo i ten dzien nie jest wazniejszy, niz pogrzeb.

Konczac ten list pragne Wam serdecznie podziekowac za wszystkie dary: duchowe i materialne. Dziekuje Wam bardzo za to wszystko, co robicie dla misji i dla misjonarzy. Pan Bog niech Wam blogoslawi nieustannie i darzy Was swoimi laskami. Zycze Wam radosnych, blogoslawionych i pelnych pokoju Swiat Wielkiej Nocy. Niech Zmartwychwstaly Chrystus obdarzy Was nowa dawka wiary, nadziei i milosci, i niech Was na nowo umocni swoja laska, abyscie byli Jego swiadkami az po krance swiata. Pozdrawiajac Was, zapewniam o pamieci w modlitwie. Szczesc Boze.

o. Sebastian Unsner, misjonarz w Malawi