Witaj ,

wczoraj świętowaliśmy dzień patrona ziemi kazachstańskiej, św. Abrahama. I z tej właśnie ziemi pozdrawiam Cię.

Już 3 tygodnie mijają jak wylądowałem w Ałmaty, a Bogumił po mnie wyjechał. Powoli wchodzę w nową rzeczywistość. Czy byś przypuszczał, dając mi habit jako prowincjał, że właśnie tu będę pełnił posługę… Wdzięczny jestem Panu Bogu, że kiedyś w szkole miałem język rosyjski (działanie Boga zawsze poznajemy po czasie). Dziś mi to bardzo pomaga. Chodzę 3 razy w tygodniu na zajęcia z języka rosyjskiego. Staram się byś pilnym uczniem (jeszcze mi się nie zdarzyło pójść na wagary, czy nie odrobić zadania domowego). Na razie odprawiam w koncelebrze (ale zawsze czytam Ewangelię) z Bogumiłem. Jest mi on wielką pomocą, uczy kazachstańskiej realności, bardzo braterski.

Pojechałem już na cmentarz, gdzie są pochowani nasi parafianie. Będziemy sprzątać teren przed Wszystkimi Świętymi. Chciałem się zorientować co i jak. W tym tygodniu też wybieram się do chorych. Chcę przenieść tu moje niemieckie doświadczenie, czyli nie odwiedzać wszystkich chorych tylko w pierwszy piątek miesiąca, ale na spokojnie, kiedy im będzie pasowało. I żeby mieć dla nich naprawdę czas,

Miałem już także spotkania z młodzieżą- niezwykle otwarcie mnie przyjęli i od razu stwierdzili, że zajmą się moimi postępami w nauce języka. I już chcą, byśmy razem wyjechali na jesiennie spotkanie młodzieży do Kapczygaju. Z dorosłymi z kręgu biblijnego miałem już także spotkania. To w jakiś sposób katecheza dla dorosłych. Jest w ludziach wielki głód Boga. Zasadniczo życie duszpasterskie koncentruje się tutaj w weekendy. Bo ludziom, ze względu na spore odległości, trudno przyjechać do kościoła. Ale jak już przyjadą to chcą więcej. Więc po Mszy św. jest przygotowanie do sakramentów, spotkania grup itp.

Codziennie odprawiamy Msze św. po rosyjsku. W każdą sobotę po angielsku, a raz w miesiącu po polsku. W niedzielę oprócz dwóch Mszy św. po rosyjsku jest także liturgia greko-katolicka (odprawia ją kapłan tego obrządku).

I wszędzie i zawsze pijemy herbatę. Jak to mówią sami kazachowie: „czajna kultura”. Oczywiście spróbowałem już kumys (mleko od klaczy) i szubat (mleko do wielbłądzicy” – nowe smaki.

W parafii mieszkają siostry franciszkanki szkolne (jak się dokładnienazywają nie wiem). To w zasadzie nasze sąsiadki z podwórka, z naprzeciwka. W ich rękach leży opieka nad kościołem (zakrystia) i także katechizują dzieci i młodzież. Zgromadzenie wywodzi się, o ile dobrze wiem, ze Słowacji. Zresztą na 6 sióstr tu mieszkających 5 to Słowaczki, a jedna Kazaszka. To właśnie ona, s. Anna uczy mnie rosyjskiego. Z wykształcenia jest m.in. nauczycielką, nawet ze specjalnością „j.rosyjski dla obcokrajowców”.

Miałem już oczywiście okazję zwiedzać trochę miasto i okolicę. Byłem np. w górach na wysokości 3200 m. npm. Zresztą góry Ałataj (średnio ponad 4 tys wysokości) widać z każdego miejsca w Ałmacie. Nawet ludzie pytanie o drogę mówią w odniesieniu do gór (w górę, w dół, na lewo, na prawo) – zawsze patrząc na góry.

Takie moje pierwsze wrażenia z misji w Kazachstanie. W przyszłym tygodniu ma dojechać br. Adam, czyli już całą piątką będziemy w dwóch klasztorach.