Przyjaciele misji, Błażeju, szczęść Boże. Witajcie!

 

Wczoraj, 3 czerwca, minęło 19 lat od mojej Mszy św. prymicyjnej (święcenia były dzień wcześniej). Na obrazku prymicyjnym napisałem: „Tym, do których mnie poślesz, bym niósł im Twoje Słowo, Ciało, przebaczenie, błogosław Boże”.  I tak już niespełna 9 miesięcy staram się nieść Boże Słowo, Ciało i przebaczenie ludziom na kazachstańskiej ziemi. Ostatnie dwa i pół miesiąca było szczególnie trudne w związku z trwaniem pandemii COVID-19. Przez cały ten okres moje miasto Ałmata, było całkowicie zamknięte na czas kwarantanny. A tym samym kościoły także pozostawały zamknięte. I choć od początku maja następowały małe rozluźnienia w kwarantannie, to jednak nie było wciąż pozwolenia na otwarcie świątyń i sprawowanie kultu. Dopiero od 31 maja władze zezwoliły na publiczne sprawowanie religijnych obrzędów w świątyniach (przy zachowaniu sanitarnych norm). Z dniem 1 czerwca miasto zostało otwarte. Uffff

W maju, jako że wymogi sanitarne pozwalały przebywać na ulicach, starałem się przy znajdującej się przy kościele Grocie Matki Bożej organizować nabożeństwa majowe. A było tak. Chodząc wieczorem wokół kościoła z różańcem w ręku, zauważył jak wiele osób (nie wierzących, czasami prawosławnych, nie parafian, ale też i oni) wraca po pracy przechodząc „na skróty” przez teren kościoła. Zwykłe pozdrowienia, pytania o zdrowie, o przeżyty dzień… I tak zacząłem siadać przy Grocie i zapraszać ludzi na chwilę rozmowy i modlitwy. Po czasie przychodziło kilka, kilkanaścioro ludzi, w tym dzieci, a te zawsze przyciągają dorosłych. I tak zaczęliśmy odmawiać litanię loretańską. Dzieci, zachęcane przezemnie, czytały niektóre wezwania. Po czasie ustawiała się kolejka, bo wszystkie chciały coś przeczytać. Dobrze, że litania ma wiele wezwań i jest przetłumaczona na język kazachski. Dzięki temu i niechrześcijańskie kazachskie dzieci mogły czytać/modlić się w swoim ojczystym języku. Dobrze, że „Maria” brzmi tak samo, dzięki czemu wiedziałem kiedy odpowiadać „módl się za nami”.

We wspomnienie Matki Boskiej Fatimskiej s. Wiktoria OSF posadziła kwiatki przed grotą, a br. Diego rozpoczął hodowlę królików. W tym też czasie na dobre zaczęły się upały. Temperatura w ciągu dnia w cieniu zawsze przekracza 32 stopnie (gorętsze jest tylko moje serce: 36, 6 stopni). A skoro upały to trzeba było zacząć podlewanie rabatek z różami i innymi kwiatkami. W związku z tym rozpocząłem z dziećmi akcję wieczornego podlewania roślin. Chłodna woda i jednoczesna zabawa przy podlewaniu znów przyciągnęła dzieci sąsiadów. Może to preewangelizacja???

W miarę możliwości przystąpiliśmy do dalszych prac remontowych w salkach katechetycznych – tym razem zajęliśmy się toaletami i doprowadzeniem wody do zakrystii kościoła. Prace okazały się bardziej skomplikowane, ze względu na stare instalacje (już 25-letnie). Nasi fachowcy jednak uporali się ze wszystkimi technicznymi problemami. Teraz pozostanie już tylko pomalowanie pomieszczeń (kolor już wybrany). I pojawią się nowe meble. Już zamówione.

Przy sprzyjającej pogodzie rozpoczęliśmy także prace przy wymianie i renowacji ławek przed kościołem i w grocie MB, by ludzie przechodzący przez teren kościoła, mogli wygodnie usiąść i chwilę pobyć u nas. Była to wspaniała akcja, trwająca 10 dni, łącząca naszych parafian (mieszkających w pobliżu), sąsiadów, którzy chętnie przychodzą i w cieniu kościoła odpoczywają. Mężczyźni spawali, przykręcali śruby, dzieci wraz z mamami i siostrami malowały nowe deski, br. Diego udzielał cennych rad i pokazywał jak można jeszcze lepiej zrobić to i owo. Ja nieustannie zaopatrywałem w lody i chłodne napoje. Dało się słyszeć język rosyjski i kazachski: dzieci z pobliskich ulic przybiegały z radością. Wieczorem odwoziłem je na taczce do domów. Radości było mnóstwo.

Do tej pory wieczorem przybiegają dzieciaki pomagać podlewać kwiatki, czy zwyczajnie pobawić się na placu kościelnym i zamawiają „Ojciec-Łazarz-Taxi” – czyli odwózka na taczce do domów. Rodzice już się niepokoją, o moje fizyczne siły i zapraszają na lepioszki (takie kazachskie chlebko-placki)… mniam mniam! Najtrudniej mi zapamiętywać kazachskie imiona. Dzieci jednak cierpliwie powtarzają. Nie zawsze dobrze słyszę, bo to ten wiek kiedy zęby wypadają… A ja wiem dokładnie, u którego dzieciaka, jakiego zęba brakuje. Informują mnie o tym na bieżąco. Jaka była wielka radość gdy zobaczyły, że u mnie też jednego zęba brakuje…. hi hihaha.

Jak tylko stało się to możliwe, znów zacząłem chodzić w pobliskie góry, które widać z każdego miejsca w mieście. Raz nawet udało mi się zabrać starszą młodzież.

Po 11 niedzielach bez Mszy św. z ludem, pierwszy raz po długim okresie kwarantanny i zamkniętych kościołach– w Uroczystość Zesłania Ducha Świętego – pierwszy raz sprawowaliśmy Eucharystię z parafianami. Choć była ona sprawowana bez organ, żeby nie przekroczyć limitu czasu (pół godziny) – było dużo wzruszeń. Ludzie pragnęli się wyspowiadać, przyjąć Komunię św., pomodlić się w murach świątyni.

Dziękuję za Wasze modlitwy i ofiary. Za serca otwarte na Ducha Świętego, by mógł poprzez nas mówić do ludzi o Zmartwychwstaniu Chrystusa, naszej nieustannej NADZIEI.W modlitwie o Was pamiętający,

O. Łazarz, misjonarz w Kazachstanie